syna, który przyjechał z Łucka na ferje świąteczne. Teraz z powodu choroby ojca nie wracał do gimnazjum.
— Szkoda, że Janek traci czas — mówił ochrypłym głosem Żegota — ale już niech zostanie te kilka dni.
Wówczas lekarz i ona zaczynali go znowu zapewniać, że dziś wygląda lepiej i da Bóg wyzdrowieje. Tylko Janek nic nie mówił i ojciec patrząc w jego oczy widział w nich łzy.
Doktór Frumkin z początku codziennie zajeżdżał do Ostapówki, lecz w miarę pogarszania się stanu zdrowia pacjenta doszedł do przekonania, że musi tu zmieszkać. I on jednak nie wierzył, by potrwać to miało tak długo. On jeden wiedział, że to beznadziejna sarkoma, zżerająca najmocniejszych w parę tygodni. To też walczył z z nią, pewien przegranej, walczył o jeszcze dzień i znowu o dzień następny.
W duszy zaś najwięcej współczuł tej biednej kobiecie, niezmordowanie trwającej na straconym posterunku.
Gdy tego ranka przyszedł ją zastąpić, odmówiła.
— Nie czuję się zmęczona, doktorze.
— Ależ pani wygląda jak cień! — protestował Frumkin. — Niech pani da zbadać puls.
Nie chciała i wyprawiła go na śniadanie. Gdy odsłoniła okno, Michał wyszeptał:
— Idź, Ewuś, prześpij się…
Patrzyła nań szeroko rozwartemi oczyma.
— Idź… Tak zmizerniałaś…
Ogarniał zmęczonym wzrokiem jej wiotką sylwetkę, jej wybladłą twarz, jej głowę, na której tak dziwnie gładką falą, układały się niemal całkiem po męsku ostrzyżone włosy… I zrobiło mu się jeszcze ciężej na duszy. Oto odchodził, odchodził od niej nazawsze… Cóż to za straszne słowo nazawsze…
Po wczorajszej zamieci niebo było jasne i czyste jak i ziemia, pokryta równym, nienaruszonym śniegiem. Z powodu zasp na torze pociąg spóźnił się o godzinę, cze-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/190
Ta strona została skorygowana.