lę tedy, dawaj, ożenię się z nią. Podobać, to mi się ona nie podobała, ale co? Jak kto się mnie nie podoba, to ma zaraz zginąć w rynsztoku? I ożeniłem się.
Na woskowej twarzy zadrgały resztki wycieńczonych mięśni.
— A później tego nie żałowałem. Wierna była, dobra i zawsze wdzięczna. Polubiłem ją serdecznie. A nawet i tego bękarta. Tylko wiesz, że ile razy go widzę, to mi na myśl przychodzi ten łotr, ton swołocz, co Ewę, uwiódł. Szesnasty rok dopiero miała. Wiesz, że umyślnie nie pytałam jej kto, bo jakbym się dowiedział, na koniec świata bym poszedł, by łeb draniowi rozwalić. Jeszcze teraz znalazłbym dość siły, by go udusić, jak parszywego psa!…
Zadyszał się i z trudem łapał spieczonemi wargami oddech.
Andrzejowi krew uderzyła do głowy, zalała oczy i załopotała w sercu. Patrzył nieprzytomnym wzrokiem na kurczowo zaciśnięte, wychudłe, do wielkich szponów podobne ręce przyjaciela. Jakaś nieznana siła ciągnęła go do tych rąk, pochylał się ku nim, zdawało mu się, że czuje na szyi śmiertelny, wpijający się ich uścisk… Chciał, musiał krzyknąć mu: to ja, to ja…
— Nie pytałem jej — odezwał się Żegota — nie pytałem i dlatego, że ona, ot głupia baba, wciąż tamtego kocha. Nie powiedziała mi tego, ale ja wiem. Cóż, nic jej zarzucić nie mogę. Baba.
Każde słowo Michała wbijało się w piersi Dowmunta, jak nóż. Każde słowo deptało go w błocie, każde pluło mu w twarz.
— Przyznać się, powiedzieć… — wyło w duszy.
Lecz tu przychodził rozsądek z perswazją:
— On umiera. Poco mówić? Chcesz go dobić nowem rozczarowaniem? Milcz, milcz!…
I Andrzej milczał. Milczał milczeniem, co mu rozpierało czaszkę, milczeniem samobójczem… Ona wciąż tamtego kocha… Boże, Boże… miłosierdzia! Może to wszystko jest tylko strasznym snem.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/195
Ta strona została skorygowana.