wszystkich rewolucyj, nawet z ostatniej, chociaż jej zawdzięcza, że zamiast „odstawki“ ma dziś dygnitarskie stanowisko.
Ogólny śmiech był dopełnieniem zakłopotania generała, który Kiczy bał się jak ognia.
Wymokły blondyn mecenas Wielkoncki nachylił się i klepnął go po kolanie:
— Więcej giętkości pojęć i zasad, generale, więcej pobłażliwości do przeszłości. Tylko o to chodzi. Jeżeli chodzi o dzisiaj, to wszyscy zgadzamy się z panem: łopnąć, a nie dopuścić do jakiegokolwiek buntu.
W gabinecie głośny poeta proletarjacki Stanisław Rzecki, młodzieniec o czarnych oczach i rozwięzłych ruchach robi gorzkie wyrzuty demonicznej p. Oldze Kałmanównie:
— Wstyd mi za panią. Nie umie pani oderwać się od tego zjełczałego świata. Namalowała już pani tyle obrazów i ciągle te kłamliwe motywy kościelne!
— Gorliwość nieofitki. — auważyła z ironją.
— Poprostu kłamstwo. Czemu pani nie pójdzie naprzeciw jutru? Precz z tą całą rupieciarnią burżujską. Nędza chłopa zdychającego w gnoju, brudna rozpacz żydowskiego ghetta, gruźlica robotnika, przeżartego acetylenem! Oto tematy.
— A cóż pan powie, jeżeli teraz zastosuję do pana: gorliwość neofity. Tak, tak, neofity….
— Niby dlaczego?
— Jakto? To pan nie jest hrabią? To pan nie urodził się w pałacu? A może teraz gnije pan z chłopem w gnoju, a może acetylen wyżera panu płuca? Ot — poprostu kłamstwo. I to platoniczne.
Jeszcze kilka osób przyłączyło się do dyskusji.
Gości było coraz więcej, zapełniali już hall i turecki fumoir i galerję obrazów. W sali lustrzanej ktoś pokazywał dziwne „pas“ nowego tańca. W żółtym buduarze pośpiesznie poprawiały tualetę panie, w karcianym pokoju rozkładano krty do bridge‘a.
A goście wciąż napływali. Salon pani Leny groma-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.