jemniej jest mieć do czynienia z człowiekiem z naszej sfery.
Tu Rzecki przypomniał jeszcze, że właściwie są dalekimi krewnymi, gdyż któraś z Dowmuntówien przed dwustu laty była za Rzeckim, a któraś Rzecka za stryjecznym dziadem Andrzeja.
Andrzej zapewnił Rzeckiego, że o propozycji pomyśli i weźmie ją pod rozwagę, gdy tylko będzie odpowiednio przygotowany.
Przy pożegnaniu Rzecki dodał:
— Prosiłbym pana nie uważać mojej wizyty za wyłącznie handlową. Rad jestem z zawarcia tak miłej znajomości, i mam nadzieję, że sprawię przyjemność mojej pani, gdy zapowiem pańskie odwiedziny. We wtorki zawsze jesteśmy w domu.
Andrzej zrewanżował się równą porcją uprzejmości i zapewnił, że będzie uważał znajomość za nad wyraz sympatyczną.
Sensacją tego wieczora była czwórka murzyńskich revellersów, zaangażowanych przez prezesa Kulcza, a śpiewających przy akompanjamencie dziwacznie skonstruowanych gitar, czy mandolin.
Dla Andrzeja nie było to taka nowalja, jak dla reszty gości. Nieraz nad brzegami Nigru słyszał pierwowzory tej muzyki, tych egzotycznych symfonij, wykonywanych na strunach głosowych krtani.
To też odciągnął Lenę z zasłuchanego koła.
— Chodźmy — prosił — chciałem z tobą pomówić. Poszukajmy ustronnego kącika, gdzieby nam nikt nie przeszkadzał.
— O, mój drogi, — zaśmiała się Lena, — nie łudź się, byś w tym domu mógł dziś znaleźć kąt wolny. Wszędzie goście.