pierś podrywaną rozpaczliwym oddechem i białe ramię wznoszące się ku niemu czarną głową ze stali.
Nie rozumiał, lecz instynkt zaczajony w mięśniach sam je sprężył w skoku, nagłym i krótkim, jak warknięcie cięciwy, wyrzucającej strzałę.
Mocny chwyt w przegubie, głuchy stuk na dywanie…
Lena stała chwilę bez ruchu, potem, słaniając się, zrobiła dwa kroki i osunęła się na fotel. Błędnym wzrokiem wpatrywała się w pustkę.
— Chyba ja nie zwarjowałem? — pomyślał Andrzej.
— Leno, Leno, co ci jest?! Coś ty chciała zrobić? Dlaczego? Dzieciaku złoty!
Blady uśmiech i niezrozumiałe słiwa:
— Nie mogę, nie mogę… zgrzebna koszula… więzienie…
— Lenuś! Co ci jest! Lenuś!?
— Wiem, że… mnie… zdradzisz…
— Ależ, Lenuś, nie zdradzę, napewno… Mnie się nawet inne kobiety przestały podobać, odkąd ciebie poznałem. Co ci jest, Lenuś?!
Chwyciła jego rękę i zaczęła całować.
— Nic, nic… tak mi się w głowie mąci… zadzwoń na służbę i już idź… idź już…
Pocałował ją w czoło. Podniósł rewolwer, nacisnął guzik dzwonka i otworzywszy z klucza drzwi do dalszych pokojów, wyszedł niemi, w obawie, by nie spotkać służącej.
W salonach zabawa była w pełni.
Przemknął się do westibiulu, szybko ubrał się i wyszedł. Księżyc powodzią srebra zalewał Aleje, chodnikami snuły się liczne parki. Wilgotne od nocnej rosy ławki lśniły między drzewami.
Nie rozumiał. Układał w głowie najbardziej karkołomne koncepcje, robił najryzykowniejsze przypuszczenia i nie mógł znaleźć wytłumaczenia całej tej nieprawdopodobnej sceny.
Jeżeliby nawet zakochała się we mnie!…
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/61
Ta strona została skorygowana.