czeń, lecz tej rezolutności, jakiej nie osiągnęłaby, gdyby same przekonania były zwykłą transmisją poglądów przeczytanych.
Nie umiał rozwiązać tej zagadki i może właśnie dlatego poszedł, jednak z wizytą do pani Żabiny.
Przyjęła go z akcentowaną serdecznością.
Mały buduar, w którym go przyjęła w niczem nie zdradzał fatalnej opinji rozwydrzonej amoureuse‘y, jaką miała w Warszawie.
Był to popielaty pokój, którego ściany pokryte półeczkami dźwigały mnóstwo bronzowych i porcelanowych posążków. W kącie pod wysoką lampą siedział ogromny śpiżowy Budda, świecąc wielkiemi topazami oczu.
— Dziwi pana mój Budda? — zapytała z uśmiechem. — Wspaniały, prawda? To z Benares. A ten posążek, — to bogini Izis. Autentyk z trzeciego wieku przed Chrystusem.
— Interesuje się pani mitologją indyjską?
— O, nietylko indyjską. Ma pan tu naprzykład boginię, którą chyba pan zna, z Afryki.
Odsłoniła rodzaj małego namiotu ustawionego na etażerce. Wewnątrz na płycie różowego marmuru, pokrytej kłębowiskiem złotych wężów, półleżała w wyuzdanej pozie pięknie rzeźbiona w kości słoniowej postać kobiety.
— Owszem znam to. Jest to bogini Tanit.
— Tak. Fenicka Astarte. To jest też oryginał, tylko odnowiony.
Pokazała mu jeszce kilka posążków indyjskich, chaldejskich i tybetańskich.
— Widzi pan, tu był początek moich zainteresowań teozoficznych. Od tego się zaczęło.
— Więc pani jest teozofką? — zdziwił się.
Jego zdumienie pobudziło ją do zwierzeń. Nietylko jest teozofką, ale osiągnęła już szereg stopni wtajemniczenia ezoterycznego.
Nie znał się na tem zupełnie. Z teozofami wprawdzie stykał się w Algierze, lecz podzielał ogólną opinję nazywającą ich nieszkodliwymi manjakami.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/85
Ta strona została skorygowana.