i skrupuły. Musi przecie trochę użyć życia. Należy mu się wypoczynek po ciężkiej, dziesięcioletniej harówce na Czarnym Lądzie.
W nocnych knajpach spotykał często redaktora Trylskiego, wyrażającego swe myśli tytułami artykułów, spotykał grubego Osmanowicza i wiecznie pijanego komandora Brzechwę, rozpędzającego w przystępie fantazji, murzyńską, czy też żydowską orkiestrę i grającego na puzonie wśród brzęku orderów na miedzianej blasze.
Majora Krupskiego nie widział więcej. Natomiast znalazł w dziennikach wiadomość o jego aresztowaniu za jakieś bardzo poważne nadużycia.
Wiadomości takie i podobne, wogóle masami, znajdował w prasie. Z tą pomału się obznajmiał w godzinach wolnych, t. j. między kąpielą, a przyjściem Iry.
Zaczął się też orjentować w stosunkach politycznych.
Początkowo niezrozumiałe dlań poglądy stronnictw, znał już dokładnie. Śmieszące go kiedyś nazwy, a raczej przezwiska dawane przez jedne ugrupowania drugim, zaczęły nabierać wewnętrznego sensu. Z powagą teraz słuchał klasyfikacji ludzi według „brygad“, co go tak pierwej bawiło w wywodach redaktora Trylskiego. Była pierwsza i druga brygada, potem szły czwarta, piąta i t. d., wcale nie wojskowe. Dzienniki opozycyjne używały nazw tych „brygad“ dla określenia ugrupowań czepiających się, posiadającej władzę pierwszej brygady.
O ile mógł się orjentować, im wyższy był numer „brygady“, tem większą otaczano ją pogardą wśród przeciwników, a lekceważeniem wśród protektorów.
Trylski zaliczał komandora Brzechwę do pierwszej, Kulcza do czwartej, a siebie do piątej brygady.
Brzechwa jednak upierał się, by witać go zawsze protekcyjnym:
— Czołem dziesiątej brygadzie!
Nie uważając Dowmunta za przeciwnika politycznego obaj prowadzili przy nim rozmowy, wprawiające go w osłupienie. Dowiedział się, że Trylski pobiera
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/88
Ta strona została skorygowana.