Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

cowana. To nie jest żadna praca. Jadwiga sama potrafiłaby załatwić wszystko. Ostatecznie można wziąć jakąś gospodynię. Za kilkadziesiąt złotych będę miała to samo bez perspektywy plotek i ciągłego wtrącania się do mego prywatnego życia.
Trzeba się będzie nad tym zastanowić.

Środa

Robert jeszcze nie wrócił. Tacy są mężczyźni. Uważa, że może wyjechać nawet nie zawiadamiając mnie dokąd i na jak długo. Co prawda nie było mnie w Warszawie, a obiecał, że nie będzie się dowiadywał o mój adres. Może nawet telefonował, lecz usłyszawszy obcy głos odłożył słuchawkę. Sama go o to prosiłam. Ale gdyby chciał, mógłby przecież wymyślić jakiś sposób. I później od nas żądają wierności!
Zrobiłam dzisiaj ciotce kawał. Zaprosiłam te Węgierki, Tota, i Leszka Chomińskiego. Ponieważ ciotka nie zna angielskiego, ani niemieckiego, a rozmawialiśmy w tych dwóch językach czuła się fatalnie. Już przedtem umówiłam się z Leszkiem i z Totem, że przedstawimy te dziewczyny, jako panie z dyplomacji, z najwyższego high life‘u budapeszteńskiego.
Uwierzyła! Stroiła takie miny, jak na dworskim przyjęciu w Buckingham. Robiliśmy poważne miny, ale w duszy pękaliśmy ze śmiechu. Początkowo miałam zamiar poprosić Węgierki, by na zakończenie tego etykietalnego przyjęcia zademonstrowały nam swój wczorajszy taniec. To by była bomba. Ciotkę trafiłaby apopleksja! Korciło mnie nieludzko, ale Leszek za nic nie chciał się zgodzić i może miał słuszność.
Wezwano mnie na jutro do pułkownika Korczyńskiego. Znowu mnie będą męczyć. Miałam też w związku z tym nową przykrość. Spotkałam Władka Morskiego, który przyjechał na urlop z Rzymu. Nie przypuszczając, że to coś tak ważnego opowiedziałam mu o swoich przykrościach, w związku z tą obrzydliwą żół-