Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

nie może zmienić faktu, że mam prawo cierpieć z tego powodu.
Romek doprawdy byłby interesującym chłopcem, zupełnie interesującym, gdyby nie ta jego powaga, gdyby nie ta dziwna mania dopatrywania się w zwykłych życiowych i przeciętnych sprawach jakichś wielkich przeznaczeń. Jestem przekonana, że gdybym go pocałowała, gdy mnie żegnał w bramie (a mówiąc nawiasem, miałam na to ochotę) uważałby, że jest to równoznaczne z postanowieniem rozwodu i natychmiast pojechałby do krawca, by zamówić sobie ślubny frak. Romek nie uznaje żadnych połowiczności. Jestem przekonana, że nie rozumie co to jest flirt, a romans mógłby pojąć tylko jako czysty związek dusz i to koniecznie na Capri. Naturalnie związek dozgonny. I żeby być pochowanymi we wspólnym grobie. Pomyśleć: ile ten chłopak traci przyjemności, jakie na pewno nie ominęły by go, gdyby nie ta jego mordercza serio postawa wobec życia.
Szkoda.
Zabrałam wszystko. Tak mi major kazał przez telefon. Kury, opakowanie i list. Gdy tylko zjawiłam się w biurze w pokoju majora, zaraz przyszedł tam pułkownik Korczyński i jeszcze jakichś dwóch panów po cywilnemu. To straszna rzecz, co oni wyprawiają. Oglądali wszystko przez lupy, nie wyłączając kur. Badali papier, sznurki, klej, atrament. Coś tam zabierali do prześwietlenia, nieszczęsne kury pokrajali scyzorykiem, jakby się spodziewali, że i w nich może się coś znaleźć. Na zakończenie major zatarł ręce i powiedział:
— Wszystko doskonale się składa. Proszę, niech pani weźmie ten kluczyk.
Przestraszyłam się:
— A po co mi ten kluczyk?
— Właśnie zaraz pani to wszystko wyjaśnię. Dziś już jest za późno, ale jutro rano pójdzie pani do banku. Otworzy pani ka-