Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

ślenia, ale nie ulega wątpliwości, że jest świetne. Ilekroć komuś je powtarzam, wszyscy przyznają mi rację.
Wróciliśmy do domu w największej zgodzie.

Niedziela

Nie cierpię niedziel. Są nudne, jednostajne i bezbarwne. A przy tym swoją wyjątkowością zakłócają normalny bieg życia. Nagle przypomina człowiek sobie, że nie może pójść do miary, że nie może kupić różnych rzeczy, dlatego tylko, że ludzie świętują. Poza tym, wszyscy krewni uważają niedzielę za najlepszy dzień do odwiedzin i telefonów. To straszne, jak wiele człowiek ma krewnych. Właściwie mówiąc, krewni są prawdziwą udręką. Zastanawiałam się nad tym, jakby wyglądał świat, gdyby jakoś ograniczyć pokrewieństwa. Na przykład zostawić tylko ojca i matkę. No i oczywiście dzieci.
Ilekroć pomyślę o dzieciach, zawsze mi się robi przykro. Halszka ma cudną córeczkę, której oczywiście nie umie wychowywać. Wyrośnie z niej na pewno raróg. Muszka ma dwóch synów. Wspaniałe chłopaki. Wszystkie pytają mnie, dlaczego dotychczas nie mam dzieci. Przyznam się, że zarówno cieszy to mnie i martwi. Sądzę, że nie umiałabym bawić się i zajmować się sobą, gdybym miała dziecko. To jest coś tak rozkosznego, że ześrodkowałabym w nim całe swoje życie. Z drugiej jednak strony jestem przecież bardzo młoda i tak niewiele dotychczas miałam od życia. Ogarnia mnie radość, że jeszcze jestem wolna, że nie grozi mi konieczność przestrzegania jakiejś diety i nie wyrasta przede mną perspektywa długotrwałego wycofania się z zabaw i z normalnego trybu egzystencji. A jednak zazdroszczę i Halszce i Muszce. W dodatku Jacek już kilka razy wspomniał o tym, że nasz dziecinny pokój jest pusty.
Posiadanie dziecka sprawia wprawdzie wiele kłopotów, ale ma też i plusy. Mężczyznom to się bardzo podoba. Pamiętam w Ri-