Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

śniegu. I cóż mu zresztą przyjdzie z życia? Skażą go i tak na śmierć, albo na dożywotnie więzienie, skoro był aż tak niebezpiecznym szpiegiem. I dla mnie byłoby może znacznie lepiej, gdyby nie żył. Kto wie, czy nie wzywanoby mnie jako świadka do sądu. Wolałabym otruć się, niż kompromitować się w takim procesie.
Wszystkiego na pewno dowiem się jutro z gazet.
Zastanawiałam się bardzo nad swoim sumieniem. Czy jestem i w jakim stopniu winna temu, co spotkało Roberta. Mam chyba prawo sądzić, że stałam się tylko mimowolną sprawczynią jego nieszczęścia. Bo gdybym o niczym nie dawała znać pułkownikowi i tak wypadki potoczyłyby się tym samym torem. Gdybym, tak, jak tego Robert żądał w liście, poszła do skrytki banku, śledzonoby mnie i mój dom. W zysku miałabym tylko to, że uznanoby mnie za wspólniczkę szpiega. I byłabym zgubiona.
Nie. Nic sobie nie mam do wyrzucenia. I jakże bardzo się cieszę, że Robert wyszedł ode mnie, nie podejrzewając mnie wcale o kontakt z pułkownikiem. O ile ciężej byłoby mu umierać, gdyby wiedział, że kobieta, którą kocha, jest w zmowie z jego prześladowcami.
Przyszło mi nawet na myśl, że Robert naraził się na śmierć nie tylko dlatego, by odebrać tę paczkę. Cóż w niej było? Jakieś plany fabryki i pieniądze. Któż dla takich drobiazgów naraża własne życie?
Nie powiedział mi tego, ale teraz już jestem pewna, że główną pobudką jego powrotu do Warszawy była chęć zobaczenia mnie. Najwyraźniej mówił, że przyszedł na minutę, lecz wkrótce będzie mógł widzieć się ze mną dłużej. Jego późniejsze zdenerwowanie było najzupełniej usprawiedliwione. Muszę przecież wziąć pod uwagę i to, jak się zachowałam. Byłam tak zaskoczona, że nie zdobyłam się nawet na jedno ciepłe słowo.
Miał prawo myśleć, że jestem przerażona jego wizytą, że je-