Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

jemnie czuć się kimś znacznie większym, niż domyśla się otoczenie. Ma się wówczas przewagę nad ludźmi, przewagę wewnętrzną.
Z niecierpliwością czekam jutrzejszego ranka i gazet. Mogłabym wprawdzie już dzisiaj zadzwonić do majora, czy do pułkownika i dowiedzieć się, co się stało z Robertem. Obawiam się jednak, że gdy się odezwę, znowu obarczą mnie jakąś misją. A poza tym gotowi przypuścić, że troszczę się o niego. Lepiej uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Toto oczywiście przyniesie mimozę. Chwilami podejrzewam, że ma on kalendarzyk z przepisami, co i kiedy należy ofiarowywać kobiecie. Taki podręcznik savoir vivre‘u dla nie umiejących samodzielnie myśleć.
To jest naprawdę dziwne, że może mnie z nim coś łączyć. Polega to chyba na tym, co czytałam niedawno w „Trzech Sercach“ Mostowicza. Mianowicie, że doskonałość nie poszukuje bynajmniej doskonałości. Tylko kobieta o miernych wartościach szuka uzupełnienia w wysokich wartościach mężczyzny. Swoją drogą stęskniłam się za nim. Co tak długo robi na wsi? I kiedy wreszcie przyjedzie? Tak lubię jego ostry dowcip. Gdyby nawet nie był znanym powieściopisarzem, mam wrażenie, że żywiłabym dla niego tyle samo niezmiennej sympatii i serdeczności. Lubię nawet, gdy pokpiwa sobie z mojej inteligencji, bo wiem, że w gruncie rzeczy ceni ją bardzo wysoko. Nie lubi tylko tego okazywać. Między nami pozostał ten pełen szarmu stosunek swobodnej przyjaźni. Napiszę dziś do niego. Właśnie, to jest świetna myśl. Napiszę do niego długi list i poproszę, by przyjechał.
Kończę, bo w przedpokoju dzwonek.

Środa.

Niewygodnie jest pisać w łóżku. Mam dziś trzydzieści osiem i dwie dziesiąte. Ale czuję się wybornie. Jacek żartował, że uty-