trii i że można dzwonić do niej między szóstą a ósmą. Powzięłam niezłomne postanowienie: natychmiast po wyzdrowieniu jadę do Krynicy i też zatrzymam się w Patrii. Czytałam dziś w gazetach, że ma tam przyjechać Kiepura z żoną. Jego już poznałam przed dwoma laty w Paryżu. Ale jej jestem bardzo ciekawa. Ma naprawdę prześliczny głos. Kilka osób nawet mi mówiło, że jesteśmy do siebie podobne, ale nie zgadzam się z tym wcale.
Wysłałam wczoraj list do Mostowicza. Wiem że nie cierpi pisywania listów, ale przynajmniej depeszą mi odpowie na pewno. Jemu będę mogła się zwierzyć z niektórych moich przeżyć i zapytać go, co o nich sądzi.
Dziś będę miała ciężki pasztet: ojciec zapowiedział się na wieczór. By jakoś ulżyć atmosferze zaprosiłam jeszcze kilka osób.
Rano była Danka. Organizuje teraz jakieś nowe stowarzyszenie, które ma zająć się źle prowadzącymi się dziewczętami. To zabawne, że źle prowadzące się dziewczęta nie rewanżują się i nie zakładają związków opiekujących się pannami, które się dobrze prowadzą.
Nie rozumiem dlaczego ludzie w ogóle wtrącają się do życia innych. Każdy sobie organizuje życie jak sam chce i ponosi tego konsekwencje. Oczywiście zachowuję sobie prawo wypowiadania opinii, ale nie mam żadnego na usprawiedliwienie wścibstwa.
Sama nie wiem, jak doszło do tej rozmowy. Zapamiętałam z niej każde słowo. Nie umiem sobie tylko uprzytomnić, co skłoniło Jacka do mówienia. Zdaje się, że sprowokował go do tego ojciec, bardzo surowo potępiając Tonię Potocką za jej stosunek do męża.
Gdy wieczorem wszyscy wyszli Jacek usiadł przy moim łóżku i powiedział:
— Zastanawia mnie dlaczego ludzie tak rzadko rozumieją innych. Wydaje mi się, że na świecie byłoby znacznie mniej nie-