— To jest zupełnie proste: byłem całkowicie od niego zależny. Przede wszystkim materialnie. Wiesz przecie, że mój ojciec pamiętając o swoim nieszczęśliwym pożyciu z nieboszczką mamą, zrobił ten dziwaczny testament. Zapisał wszystko wujowi Dowgirdowi z tym, że ja mam otrzymać spadek dopiero w dniu mego ślubu.
— Nie rozumiem — przerwałam mu — skoro byłeś już po ślubie, miałeś prawo wejść w posiadanie spadku. Właśnie dzięki temu, co nazwałeś błędem, stawałeś się usamodzielniony.
— Nie, gdyż według testamentu moje małżeństwo wymagało zgody wuja.
— Ach, więc chodziło ci o pieniądze!
— Nie tylko o pieniądze — spojrzał na mnie gniewnie. — Liczyłem się z wujem i dlatego, że żywiłem dlań wiele wdzięczności. Wychował mnie przecie od małego chłopca. Poza tym miałem się poświęcić karierze dyplomatycznej i tu również wszystko zależało od wuja. Słowem, jak widzisz, nazajutrz po lekkomyślnie wziętym ślubie, mogłem uważać, że popełniłem błąd.
Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem:
— Czy nazajutrz po naszym ślubie nie dręczyło cię to samo?
— Haneczko! — jęknął. — Jak możesz tak znęcać się nade mną! Przecie wiesz, że byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi!
— Niesłusznie. Właśnie wtedy powinieneś był wiedzieć, że popełniasz nie tylko błąd, lecz i zbrodnię. Teraz dopiero cię poznałam. Wówczas, gdy małżeństwo groziło ci utratą pieniędzy i przeszkodą w karierze, rozpaczałeś. Wtedy zaś, gdy narażało na śmieszność i kompromitację mnie, byłeś szczęśliwy.
Siła mojej argumentacji była nieodparta. Jacek zwiesił głowę i siedział zupełnie zgnębiony. Jeszcze przed pół godziną wzruszyłoby mnie to, ale teraz powiedziałam obojętnie:
— Więc ukryłeś przed wujem fakt swego małżeństwa?
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.