Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

tek tych właśnie przejść. Niech pan sobie wyobrazi, że zemdlałam przy otwartym oknie i przez godzinę marzłam zanim mnie znaleziono. Zresztą to zdarzenie nie miało żadnego związku z tą zmorą, która zawisła nade mną od początku bieżącego roku, a mówiąc ściślej, od Bożego Narodzenia.
Tu z całą dokładnością, nie pomijając żadnego szczegółu, opowiedziałam mu wszystko od początku. Z rysów jego twarzy widziałam, jak wielkie to na nim wywarło wrażenie. Słuchał ze skupieniem i często w jego wzroku dostrzegałam zdumienie.

(Jest dla mnie rzeczą niesłychanie ważną sprostować tu pewną nieścisłość w słowach p. Hanki Renowickiej. Widocznie nie dopisuje jej pamięć, gdy twierdzi, że podała mi sprawę z najdrobniejszymi szczegółami. W istocie z pośpiechu, lub też z powodu choroby opuściła ich wiele, co w znacznej mierze przyczyniło się do nieco innego naświetlenia jej dramatu, niż ten jego obraz, który poznałem, dopiero w rok później z niniejszego pamiętnika. Gdybym tak orientował się w okolicznościach, jak w nich orientuję się obecnie, na pewno moje poglądy na całą sprawę, oraz wynikające z nich rady i wskazówki, poszłyby w innym kierunku. Przypiskiem tym chcę usprawiedliwić siebie. Nie zamierzam jednak bynajmniej winą za te powikłania, które nastąpiły, obciążać mojej uroczej informatorki. — Przypisek T. D. M.).

Gdy już opowiedziałam mu wszystko, p. Tadeusz zadał mi jeszcze kilka pytań, w związku ze sprawą Roberta, zrobił kilka uwag o mojej lekkomyślności i przechodząc do Elizabeth Normann powiedział:
— Biorąc rzecz prosto, nie macie innego wyjścia: pan Renowicki musi rozwieść się z tą damą i gdzieś po cichu wziąć powtórnie ślub z panią. Wtedy rzecz pod względem prawnym będzie uregulowana.
— Powtórnie? — przestraszyłam się. — Ależ po co?!
— Otóż widzi pani, droga pani Haneczko, wasz ślub wobec