(Tu skreślam pani Renowickiej kilkanaście wierszy z pamiętnika. Nie są one istotne ani dla opisu zdarzeń, ani dla charakterystyki autorki. Zawierały natomiast wyszczególnienie objawów jej wdzięczności dla mnie, opatrzonych tyloma niezasłużonymi komplementami pod moim adresem, że byłoby dla mnie rzeczą żenującą podawanie ich w druku... Jeżeli chodzi o odtworzenie naszej rozmowy z owego czasu, przyznać muszę p. Renowickiej wyjątkową pamięć i niemal zupełną ścisłość. Ponieważ jednak magis amica veritas muszę nadmienić, że p. Hanka opuściła te kilka gorzkich słów reprymendy, które padły z moich ust za jej lekkomyślność w zawieraniu znajomości z takimi osobnikami jak Tonnor. Nie jestem hołdownikiem skostniałego konwenansu, lecz z własnego doświadczenia wiem, że znajomości przygodne najlepiej likwidować natychmiast. To właśnie powiedziałem p. Hance. — Przypisek T. D. M.).
A więc klamka zapadła. Nieodwołalnie jadę do Krynicy. Jadę natychmiast, gdy tylko doktór mi pozwoli. Tadeusz dobrze mi radzi, by nie zabierać stryja Albina. To mogłoby tylko skomplikować moją sytuację. Jak to dobrze być powieściopisarzem! Taki układa sobie własne życie według zasad kompozycji powieści i właściwie nic nieprzyjemnego nie może go spotkać. Jeżeli zaś zdarzy się jakaś niespodzianka, zawsze znajdzie wyjście, by sprawę zakończyć pomyślnie.
Usiłowałam to wytłumaczyć temu biedakowi. Toto przyszedł zaraz po Mostowiczu i teraz dopiero z całą wyrazistością zrozumiałam, że nie zasługuje on na to, bym się nim interesowała chociaż odrobinę.
Mówię mu, że natychmiast po wyzdrowieniu jadę do Krynicy, a on nawet się nie zdziwił, nawet nie zapytał co się stało. Jest niemożliwie gruboskórny. Przyjął to jako coś zupełnie naturalnego.
(Tu znowu, niestety, muszę autorce pamiętnika skreślić spory ustęp. Tym razem przez wzgląd na pewną, dość znaczną liczbę