Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

się kobietą, póki jej nie zna i póki nie jest pewien, czego się może po niej spodziewać. Co prawda i my, kobiety, mogłybyśmy o sobie powiedzieć to samo. Nic zresztą dziwnego. Cóż może być nudniejszego, niż człowiek, o którym się wszystko wie. Gdy patrzę na Tota, chce mi się ziewać. Nie omylę się nigdy, przewidując, co powie, lub co zrobi. Pod tym względem najzabawniejsi są jeszcze artyści wszelkiego rodzaju. Poeci, aktorzy, muzycy, pisarze. Ale u nich już to dochodzi do przesady.
Myśląc o Jacku, nie mogę zaprzeczyć, że jakkolwiek wyjście na jaw tej skandalicznej afery sprawiło mi wiele bólu i smutku, to jednak on sam — co tu ukrywać — podniósł się w moich oczach. Oczywiście, nie z punktu widzenia etyki, lecz tej treści, której nie umiem nazwać.
Jeżeli chodzi o etykę, to w ogóle wydaje mi się, że ludzie zbyt wiele przywiązują do niej wagi. Ma się rozumieć, złodzieje, oszuści i inni przestępcy zasługują na potępienie. Ale nie zmienia to faktu, że często wśród tych potępionych spotykamy jednostki wysoce interesujące, lub wręcz czarujące. Weźmy chociażby takiego Roberta, takiego Jacka, czy stryja Albina. Albo nawet owego szpiega, który udawał adiutanta pułkownika Korczyńskiego. Żeby Toto, który jest zwierciadłem wszystkich cnót, miał chociaż cząstkę ich szarmu! Mógłby być naprawdę zajmującym przyjacielem.
To dobrze, że wyjeżdżam. Od tak dawna nie ruszałam się z Warszawy. Obmierzły mi już wciąż te same twarze. Trzeba odetchnąć. Muszka, która snobuje się na przewrażliwione nerwy powiedziałaby, że jej dusza więdnie w mieście. Kabotynka. Moja dusza nie więdnie. Po prostu się nudzę, gdy zbyt długo siedzę na jednym miejscu.
Kończę już. Mamy dzisiaj wieczorem na obiedzie dwadzieścia dwie osoby, i muszę się zająć tym nieszczęsnym gospodarstwem. Powiedziałam dziś Jackowi, by napisał do ciotki Magdaleny. Niech już sobie przyjedzie.