Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

Cóż to za dziwny sposób dzielenia ludzi na takie dwie kategorie, jak: nudny i zabawny.
— A jakież są inne kategorie?
— Mój Boże. Wartościowy, próżny, właściwy, etyczny... Tysiące określeń.
Uczułam się z lekka dotknięta tą uwagą:
— Czyli chcesz przez to powiedzieć, że kategorie mego rozumowania są płytkie?
— Chcę przez to powiedzieć, że nie zadajesz sobie trudu, by ujmować głębiej zagadnienia.
Zmierzyłam go ironicznym spojrzeniem:
— Zagadnienia?... Czy naprawdę sądzisz, że jesteś dla mnie zagadnieniem?
Zaczerwienił się bardzo i mruknął:
— Nie mówiłem o sobie.
— Ale ja mówiłam o tobie. Bardzo cię lubię, mój drogi, nie ukrywam zresztą tego, ale nie jesteś dla mnie żadnym zagadnieniem. Widzę cię na wylot. Znam cię doskonale...
— Może zanadto jesteś pewna swego sądu.
— Wcale nie zanadto. Ty jesteś całkowicie zrobiony z jednego materiału. Jeżeli były w tobie jakieś domieszki, postarałeś się je usunąć.
Zamyślił się i nic nie mówił. Odezwał się dopiero po dłuższej pauzie:
— Nie wiem. Może i masz rację. W takim razie rzeczywiście muszę cię nudzić.
— Ależ wcale nie — zaprotestowałam. — Chciałabym tylko, byś się trochę zmienił.
Spojrzał na mnie wystraszonymi oczyma:
— Bym się zmienił?
— Och, jesteś nieludzko poważny. Czyś ty nigdy nie zrobił żadnego głupstwa?
Zastanowił się i odpowiedział: