Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlatego, że to, co dla ciebie jest tylko chwilowym kaprysem, dla mnie może być rozdarciem niezagojonych blizn.
— I znowu przesadzasz. Nie, Romku. Musimy o tym wszystkim pomówić wyczerpująco. Może podczas takiej rozmowy i ja zdołam sobie uświadomić mój stan wewnętrzny. Jeżeli chcesz zrobić mi prawdziwą przysługę, przyjdź dzisiaj o piątej do mnie. Mieszkam w „Patrii“.
Nic nie odpowiedział. Sanki właśnie zatrzymały się przed fryzjerem, u którego miałam zamówioną godzinę. Wysiadłam, i żegnając się z Romkiem dodałam:
— Będę czekała.
Zrobiłam przy tym umyślnie jak najbardziej zalotną minę. Nie lubię spraw, które się przeciągają. Chciałam mu wyraźnie dać do zrozumienia, że jeżeli zdecyduje się przyjść, przyjdzie do jaskini lwa. Jeżeli zaś sądzi, że kalam jego uczucia, rozdzieram blizny i robię dużo innych, równie nieestetycznych rzeczy, — niech sobie wyjedzie.
Pierwszą osobą, którą zobaczyłam u fryzjera, była Betty Normann. Obsługującemu ją fryzjerowi usiłowała wytłumaczyć o jakie uczesanie jej chodzi. Posługiwała się przy tym angielskim, francuskim i niemieckim, lecz ten jej nie mógł zrozumieć. Nie wiele pomagała też usłużna interwencja dwóch pań, które widocznie nie władały dobrze żadnym z tych języków. Serce zabiło mi mocniej. Oto nadarzała się wyborna okazja do nawiązania znajomości.
— Czy pani pozwoli — odezwałam się do niej po angielsku — że będę służyła jako tłumacz?
Musiała od razu poznać po akcencie, że znam świetnie angielski, gdyż uśmiechnęła się do mnie nad wyraz przyjemnie i odpowiedziała:
— Jestem pani bardzo wdzięczna. To naprawdę wyjątkowo uprzejme ze strony pani. Zazdroszczę pani, że nauczyła się pani języka polskiego.