stu, brak kultury i ogłady towarzyskiej... Br... Nie umiałabym tak samo, jak żyć w epoce babek. Jacek twierdzi, że Europa stopniowo amerykanizuje się. We Francji amerykanizm zrobił już znaczne postępy. Na szczęście do nas jeszcze nie doszedł.
Okazuje się jednak, że i Amerykanie mogą się zeuropeizować. Najlepszym dowodem jest Larsen. Romek nie daje znaku życia. Mówił mi ktoś, że widział go z panią Żółtowską na spacerze. Od niej jego cnocie nic nie zagraża. Pani Żółtowska ma sześćdziesiąt lat.
Tacy są dzisiaj mężczyźni.
Spotkałyśmy się na schodach bec-a-bec. Gdy ją zobaczyłam, od razu przeczułam, że poznanie musi nastąpić. Zatrzymała się i z uśmiechem wyciągnęła do mnie rękę:
— Czy pani pozwoli, że się przedstawię — powiedziała po angielsku. — Nazywam się Elizabeth Normann.
Wymieniłam swoje nazwisko równie uprzejmie.
— Słyszałam od generała Koczyrskiego — mówiła — najprzyjemniejsze rzeczy o pani.
— Generał jest bardzo miły. A jakże się pani podoba Krynica?...
— Nadzwyczajnie. Dla kogoś, kto już jest zblazowany komfortem różnych zagranicznych miejscowości kuracyjnych, Krynica ma urok miłego prymitywu.
Najwyraźniej w świecie chciała podtrzymać i przedłużyć rozmowę. Teraz już nie ulegało dla mnie wątpliwości, że wie ona kim jestem. Zaczyna się niebezpieczna gra. A no, dobrze. Nie cofnę się przed nią. Zapytałam z zainteresowaniem:
— Pani na pewno dużo podróżuje?
— O, tak, — odpowiedziała. — Podróże to moja pasja.
— A stale pani mieszka w Londynie?