Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

kim czasie ukończyliśmy pertraktacje i musieliśmy wracać do Stanów Zjednoczonych.
— Chciałam pana o coś prosić — uśmiechnęłam się do niego przymilnie. — Czy nie mógłby mi pan dać nazwiska i adresu tego swego kolegi?
— Byłoby mi dość trudno, proszę pani, po tym, co już o nim powiedziałem.
— Przecież pan nic złego o nim nie powiedział.
— Jednak jest to człowiek żonaty... — bronił się Larsen.
— Ach, mój Boże. Napiszę w sposób najbardziej dyskretny. Jeżeli mój list dostanie się nawet w ręce jego żony, nie będzie miała powodu do podejrzewania go o niewierność. A naprawdę byłabym panu za to bardzo obowiązana.
— Więc jednak sądzi pani, że ta dama mogła istotnie być tancerką kabaretową?
— Och, bynajmniej. Ale widzi pan, dotyczy to prawdopodobnie jej siostry. Ona ma taką marnotrawną siostrę. Nie mogę zresztą panu dać bliższych wyjaśnień, gdyż sama wiem niewiele. Niechże pan mi nie odmawia.
Wahał się jeszcze chwilę i wreszcie się zdecydował:
— Więc dobrze. Polegam jednak na pani dyskrecji.
— Może pan być jej pewny.
Wydarł z notesu kartkę i napisał na niej: Charles B. Baxter, Burgos, Hotel Continental, Espana. Przeczytałam to ze zdziwieniem:
— Przecież Stany Zjednoczone nie utrzymują stosunków dyplomatycznych z generałem Franco?
— Oficjalnych — nie. Baxter bawi tam w charakterze obserwatora dyplomatycznego.
— No, widzi pan — zauważyłam. — Pańskie obawy okazały się nieuzasadnione. Bo na pewno jest tam bez żony.
— Przeciwnie. Są tam razem.