Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

amantem. Nie należało wyrzekać się żadnej sposobności do poznania jej spraw intymnych.
I nagle ta przekomiczna niespodzianka! Wchodzimy, a tu na widok Betty od stolika zrywa się — Romek! Omal nie wybuchłam śmiechem:
— Ależ my się znamy doskonale — zawołałam.
Romek czerwony jak mak polny, zmieszany, omal nie przewrócił się przez krzesło. Wyglądał jak sztubak przyłapany w śpiżarni na wyjadaniu konfitur. Chętnie uciekłby przez okno. Jego sytuacja rzeczywiście nie była do pozazdroszczenia. Bo z jednej strony jego ukrywanie się na nic się nie zdało, a z drugiej mogło wyglądać na to, że romansuje z Betty, udając miłość dla mnie.
Oczywiście wiedziałam, że to nie jest prawda. Znam go zbyt dobrze. O romansie między nimi mowy nie ma. Są naprawdę tylko partnerami od sportu. Jednak, jeżeli mam być szczera, nie sprawiło mi specjalnej przyjemności, że zajęli się sobą. Nie jest to z mojej strony, broń Boże, zazdrość. Nie zamierzam rywalizować o względy żadnego mężczyzny, a tym bardziej Romka. Uważam, że mogę sobie jeszcze na to pozwolić. Ale dlaczego on właśnie z nią się spiknął?!
Ponieważ wiedziałam, że zależało mu na tym, byśmy jak najprędzej zostawiły go samego, najspokojniej w świecie siadłam przy stoliku, i kazałam sobie dać herbaty. Rozmową pokierowałam w ten sposób, że musieli go brać diabli. Za każdym razem zwracałam się do nich obojga. „Co państwo o tym sądzą“, „Co państwo robią“, „Jakie macie zamiary na najbliższe dni“.
Betty nie dostrzegła w moim zachowaniu się żadnej złośliwości, gdyż nie mogła wiedzieć o tym, co było między mną a Romkiem. On za to skręcał się wewnętrznie. Nie robiłam tego wyłącznie przez złośliwość. Wiedziałam dobrze, że Romek wolałby wszystko, niż zostawić mnie w przeświadczeniu, że jest kochankiem tej kobiety. Już teraz nie będę potrzebowała go szukać. Zgłosi się sam, bo będzie musiał dać mi wyjaśnienia.