Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

Miło jest poddawać się nagle takiemu huraganowi. Ma się pełne uczucie jakiegoś niebezpiecznego bezpieczeństwa. Wprost oblewał mnie gorącym oddechem.
— Opamiętaj się, Romku — szepnęłam niebacznie tonem, który nawoływał do czegoś wręcz przeciwnego. Ten szaleniec jednak nie zwrócił najmniejszej uwagi na ton, natomiast treści uchwycił się, jak ostatniej deski ratunku!
Nagle, w momencie, gdy się tego najmniej mogłam spodziewać, odskoczył ode mnie, jak oparzony, nieprzytomnym ruchem zwichrzył sobie włosy, drugą ręką przekrzywił krawat i jęknął:
— Boże, Boże...
Zanim zdążyłam się zorientować i cokolwiek przedsięwziąć, porwał kapelusz, palto i wybiegł na korytarz. Cóż miałam począć? Nie mogłam go przecież gonić. Ogarniało mnie tylko przerażenie na myśl, że spotka na korytarzu kogoś i wówczas domysłom czy plotkom nie będzie końca. Ostatecznie nie przyczynia się do dobrej opinii kobiety to, że z jej pokoju wylatują nieprzytomni mężczyźni w panicznej ucieczce.
Swoją drogą to dziwne, że najnieprzytomniejszy mężczyzna, który pod wpływem niezwykłych przeżyć zapomina o świecie bożym, zapomina o formach towarzyskich, zapomina o konieczności zachowania pozorów, — nie zapomina nigdy o swoim kapeluszu i palcie.
Właściwie mówiąc, cała ta historia bardziej rozśmieszyła mnie, niż zirytowała. Z góry byłam przekonana, że tak się zachowa. Głuptas. By nie myśleć więcej o tym, zabrałam się do czytania magazynów, które już przed paru dniami nabyłam w „Ruchu“. Pomimo wszystko ten Romek popsuł mi humor. Nie mogłam skupić myśli. Ten chłopiec powinien był urodzić się za czasów trubadurów i nosić na hełmie rękawiczkę damy swego serca. W dzisiejszej epoce taki typ jest zupełnie bezużyteczny. Tak jestem nań zła, że w pamiętniku chciałam go umieścić pod jego prawdziwym nazwiskiem. Dopiero Dołęga-Mostowicz mi to wy-