pulsu, ale już nie mogłam się cofnąć. Miss Normann zatrzymała się. Przedstawiłam jej Tota i poprosiłam, by usiadła z nami na chwilę. Obserwowałam jego minę. Udawał naraz tyle odmiennych uczuć, i robił to tak nieudolnie, że widziałam go na wskroś. Udawał oburzenie moim postępkiem, obojętność na urodę miss Normann (ona jest jednak naprawdę niebrzydka), udawał chłodne zainteresowanie i znudzenie. W końcu jednak uznał za stosowne zademonstrować to jeszcze dobitniej. Po pięciu minutach konwencjonalnej rozmowy, usprawiedliwił się zmęczeniem, pożegnał się i poszedł spać. Myślał pewno, że zatelefonuję do jego pokoju, lub że przyjdę. Długo na to poczeka.
Sama nie wiem właściwie, dlaczego tak mnie zirytował. Ale w jego sposobie patrzenia na tę Betty było coś obrzydliwego.
Nie będę mogła długo zasnąć ze złości. Umyślnie wyłączyłam telefon, i nie odpowiadałam na pukanie do drzwi. Najmądrzej bym zrobiła, gdybym jutro wyjechała wczesnym rankiem. To byłaby dobra nauczka dla Tota. W tej chwili, gdy to piszę, znowu puka do drzwi. To już trzeci raz. Nic mu to nie pomoże. Niech sobie idzie do tej rudej wydry. Jutro będzie skruszony i pokorny. Na nią okiem nie rzuci. Naturalnie w mojej tylko obecności. Zupełnie niepotrzebnie ich poznajomiłam. Już dwunasta. Idę spać.
Między mną i Totem wszystko skończone. Jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Należało tak postąpić już dawno. Stało się to tak.
Obudziłam się bardzo wcześnie i włączyłam telefon. O ósmej przyszedł fryzjer, w kwadrans potem zadźwięczał dzwonek aparatu. Wzięłam słuchawkę, lecz okazało się, że to dzwoni Mirski. Nic nie wiedział o tym, żeśmy się wczoraj z Totem poprztykali, gdyż zapytał, jakie mamy (to znaczy Toto i ja) projekty na dzi-