Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

siejszy dzień. Odpowiedziałam mu, że jeszcze nie wiem, gdyż Toto śpi.
— Jak to śpi? — zdziwił się. — Przecież był tu u mnie przed godziną.
Oniemiałam. Więc wstał i nie zatelefonował do mnie. A no, dobrze — pomyślałam sobie. — Obraziłeś się, więc się sam przeprosisz. Zaproponowałam Mirskiemu przejażdżkę sankami. Zgodził się z radością. O dziesiątej już byliśmy na dole.
W chwili, gdy przejeżdżaliśmy koło kina minęły nas sanki. Nie uwierzyłam własnym oczom. Siedział w nich Toto obok miss Normann. Toto speszył się trochę, ale ukłonił mi się z chłodną emfazą. Ponieważ ta wydra nie patrzyła w naszą stronę, mogłam i ja sobie pozwolić na demonstrację: ani drgnęłam. Mirski zauważył, że nie odkłoniłam się, lecz o nic nie zapytał. To było bardzo taktowne z jego strony.
Takiego zachowania się nie mogłam już Totowi przebaczyć. Przeholował. Wprost nie umiem opisać swojej wściekłości. Nie o niego mi oczywiście chodziło, lecz o moją ambicję. Tak mnie skompromitować! I jeszcze afiszować się publicznie! W pierwszej chwili powzięłam postanowienie, by natychmiast wyjechać, gdy się jednak trochę uspokoiłam, doszłam do przekonania, że byłoby to niezręczne. Dałoby do zrozumienia Totowi, że mi na nim zależy. Muszę zostać tu co najmniej dwa dni. Nawet źle zrobiłam, że mu się nie odkłoniłam. No, ale trudno. Stało się.
Po powrocie do hotelu napisałam długi i bardzo serdeczny list do Jacka. To jest najlepszy człowiek, jakiego znam. Gotowam mu nawet wybaczyć tę bigamię. Przynajmniej z jego strony nie czekają mnie takie niespodzianki, jak ze strony Tota.
Jadłam obiad z Larsenem. To szczęście, że on przyszedł. Ogromnie ułatwiło mi to sytuację. Ta wydra była sama, a całe moje towarzystwo hałaśliwie ucztowało w końcu sali. Udawałam rozbawioną, czym zdaje się, mój towarzysz był trochę prze-