Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/295

Ta strona została uwierzytelniona.

Miesiącami ci się to nie wygoi. Alkohol ogromnie przy tym szkodzi.
— Jeszcze bardziej szkodzi brak apetytu — oświadczył Toto. — A bez czegoś mocniejszego zupełnie jeść mi się nie chce.
Była to zresztą nieprawda. Toto zawsze obżera się nieludzko. Nawet na śniadanie potrafi zjeść tyle, ile wystarczyłoby trzem Anglikom naturalnej wielkości. Chodzi mu po prostu o spłatanie psikusa lekarzowi. On jest jeszcze bardziej dziecinny niż inni mężczyźni. Może na tym właśnie polega jego wdzięk.
Oczywiście przepraszał mnie bardzo za katastrofę, gęsto sypiąc wykrętami. Gdy wreszcie Antoni znikł wraz z tacami, powiedział:
— To wszystko twoja wina. Byłem wściekły na ciebie. Jeszcze nikt nigdy tak mi nie dokuczył. Upatrzyłaś sobie coś do tej miss Normann, która mnie ani ziębi ani grzeje.
Uśmiechnęłam się ironicznie:
— A od kogo masz te kwiaty? — zapytałam, wskazując pęk róż w zupełnie ładnym wazonie Gallet.
— Od Muszki Zdrojewskiej — odpowiedział bez zająknienia.
— Oooo — zauważyłam. — To bardzo ładnie z jej strony. Nie posądzałam jej o taką largesse.
— A widzisz — wydął wargi. — Widocznie nie dla wszystkich jestem czymś bezwartościowym.
Miał to być przytyk do tego, że nie posłałam mu kwiatów. Nie posłałam mu rozmyślnie, chociaż przysłał mi dwa duże kosze. Nie miałam najmniejszego powodu do wyrażania współczucia. Jednak wydało mi się niezbyt prawdopodobne, by właśnie Muszka zdobyła się na tak kosztowny dowód pamięci.
— Chyba oświadczyła ci się przy tej sposobności?
Wybuchnął śmiechem:
— Przy oświadczynach przysłałaby mi cały ogród botaniczny.