Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

wiście najściślej zastosowałam się do jego wskazówek. Zdążyłam jeszcze na czas do domu przed Jackiem. Neseser i walizka były już spakowane. W chwili, kiedy przyszedł, zadzwonił telefon. Podniosłam słuchawkę i usłyszałam nieznany kobiecy głos. Serce zabiło mi mocniej.
— Czy mogę mówić z panem Renowickim?
Nie wiedziałam dlaczego, ale byłam przekonana, że to ona. Do Jacka telefonuje moc osób, ale tym razem głowę dałabym, że to ona. Zapytałam:
— A kto prosi?
I w tej chwili Jacek najniespodziewaniej w sposób niemal brutalny wyrwał mi słuchawkę mówiąc:
— Pozwól, to do mnie.
Wyszłam do sąsiedniego pokoju lecz zostawiłam drzwi uchylone i dokładnie słyszałam co mówił. Niestety, był bardzo ostrożny. Poza słowami „tak“ i „nie“ nie powiedział nic. Rozmowa zresztą trwała zaledwie jedną, czy dwie minuty.
Podszedł do mnie z najspokojniejszą w świecie miną i wyjaśnił:
— To dzwoniła sekretarka Laskowskiego.
Oczywiście kłamał. Bezczelnie kłamał. Jakże mi ciężko było nie powiedzieć mu tego w oczy. Musiał jednak i tak zauważyć, że mu nie wierzę. Zapewne dlatego żegnał się ze mną bardzo czule i powiedział, że będzie tęsknił za mną. Ile może być obłudy w mężczyźnie!
Gdy tylko auto ruszyło sprzed domu ubrałam się natychmiast i wybiegłam do taksówki. Nie wolno mi było stracić ani jednej chwili. Gdy taksówka zatrzymała się przed dworcem niemal pędem przebiegłam salę, kupiłam bilet peronowy i na szczęście dopędziłam go. Szedł wzdłuż pociągu za tragarzem, niosącym walizki. Obserwowałam go uważnie i widziałam że najwyraźniej kogoś szukał, za kimś się rozglądał. Nagle odwrócił się i dostrzegł mnie.