Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.

Skinął głową:
— O, tak. Lecz właśnie to pociąga. To i przewidywania. Gdy tylko dostanę jakąś sprawę, przede wszystkim, wzorując się na Sherlocku Holmesie, buduję sobie szereg hipotez. Z nich wyłania się koncepcja śledztwa. Wtedy dopiero zabieram się do roboty. Gdy mi szef polecił zająć się powierzoną nam przez panią sprawą, przyznam się, że bardzo się nią zainteresowałem. To nie jest rzecz tuzinkowa. Spodziewam się, że pod nazwiskiem miss Elisabeth Normann kryje się ktoś zupełnie niebezpieczny.
— Tak pan sądzi? Ale niebezpieczny pod jakim względem?
— Nie mam jeszcze żadnych danych. Wygląda to mi jednak na handel narkotykami, na przemyt, czy coś w tym rodzaju. Osoby tak często zmieniające miejsce zamieszkania i nazwisko, nie robią tego zazwyczaj w uczciwym celu.
— I mnie coś podobnego przychodziło na myśl — skinęłam głową. — Czy pan wie, że ona jest obecnie w Warszawie?
— Naturalnie — odpowiedział z uśmiechem. — Przyjechałem wczoraj wieczorem i przede wszystkim zająłem się odszukaniem tej pani. Mieszka w hotelu „Bristol“, nieprawdaż? W ciągu dnia dzisiejszego postaram się ją obejrzeć. Byłoby bardzo wskazane w jakiś dyskretny sposób przeszukać jej rzeczy. Przypuszczam jednak, że jest zbyt sprytna, by na to pozwolić.
— Więc niech pan sobie wyobrazi, że wcale nie jest tak sprytna. W Krynicy, to jest taka nasza miejscowość kuracyjna, skąd przesłałam panom jej fotografię, miałam możność zrewidowania pokoju tej pani. Nie znalazłam nic, co by mogło naprowadzić na jakiś ślad. Żadnej korespondencji, żadnych dokumentów. Nic.
Spojrzał na mnie szczerze zdziwiony:
— Jak to? I to pani sama rewidowała jej rzeczy?
— Ja sama.
Zrobił niewyraźny ruch ręką:
— No, tak, widzi pani. Ale pani nie mogła tego zrobić fachowo. Tego rodzaju rewizje dają jakieś rezultaty w tym jedynie