Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie umie mówić komplementów. Nie zanudza jednak opowiadaniami o swoich interesach. Zaczął karierę jako chłopak na wiślanym statku. Później pracował w kopalniach diamentów w Afryce Południowej. Posądzony o kradzież zastrzelił tam kogoś i zbiegł do Brazylii, czy też Chile, gdzie stał się współwłaścicielem kopalni miedzi. Od kilku lat jest w Polsce i prowadzi wielkie interesy na Śląsku. Na prawym policzku ma dość głęboką szramę, ślad od kuli. Wygląda na czterdzieści lub czterdzieści pięć lat. Przez cały obiad i później był wyłącznie mną zajęty. Nawet gdy rozmawiałam z kimś innym, z daleka przyglądał się mi bez przerwy. Nigdy nie znałam jeszcze mężczyzny tego typu.
Wyobrażam sobie ile niespodzianek kryć musi jego pozornie nieskomplikowana natura.
W pewnym momencie powiedział zupełnie zwyczajnym tonem:
— Chciałbym panią widywać częściej. Moje sprawy wiążą mnie ze Śląskiem, mogę jednak swoją centralę przenieść do Warszawy. Co pani o tym sądzi?
Zaśmiałam się:
— Ależ panie, ja się zupełnie nie znam na interesach!
— Pani wie, że nie chodzi tu o interesy — mruknął, nie patrząc na mnie. Zbliżył się do nas w tej chwili Jacek i musieliśmy przerwać rozmowę. Dopiero gdyśmy wychodzili od Kaziów pan Jurgus zapytał mnie półgłosem:
— Czy zechce mi pani poświęcić jutro dziesięć minut czasu?
— Ależ z przyjemnością — odpowiedziałam. — Niech pan jutro odwiedzi mnie o piątej.
— Czy będziemy mogli mówić swobodnie?
— Najzupełniej.
Dziwny człowiek z niego. Halszka pęknie z zazdrości, że zdołałam go poznać bez jej pośrednictwa. Muszę się jej jutro zaraz pochwalić. Właściwie mówiąc, brak mi jej trochę. Jest niemożli-