Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/319

Ta strona została uwierzytelniona.

wie głupia, fałszywa i zazdrosna, ale ostatecznie to moja najlepsza przyjaciółka.
Już kończę. Ogromnie chce mi się spać. Pan Hobben obiecał zadzwonić z samego rana.

Wtorek

Umyślnie wstałam bardzo wcześnie. Nie chciałam, by telefon odebrał Jacek. On ostatnimi czasy po prostu czatuje przy aparacie.
Pan van Hobben zadzwonił przed dziesiątą. Okazało się, że na razie zamieszkał na trzecim piętrze, od dziś wieczór jednak obiecano mu pokój, o który mu chodzi. Ponieważ był bardzo piękny dzień, zaproponowałam mu spacer, na śmierć zapomniawszy o tym, że w razie spotkania miss Normann, wszystkie nasze plany przez to mogły być pokrzyżowane. Na szczęście on o tym pamiętał. Ponieważ jednak warto było się rozmówić co do niektórych kwestyj, obiecałam, że go o czwartej odwiedzę.
Dzisiejszy dzień to istna góra zajęć. Nie wiem, jak to wszystko zdążę ułożyć i zmieścić. Przede wszystkim zadzwoniłam do Halszki. Jakby nigdy nic. Miałam zresztą wygodny pretekst, gdyż, jak wiedziałam, mąż jej poniósł jakieś straty w swym przedsiębiorstwie. Halszka była wręcz oczarowana. Powiedziałam jej, że się za nią stęskniłam i że zdziwiłam się jej nieobecnością na wczorajszym obiedzie u Kaziów. To była szpilka dobrze wymierzona. Halszka na głowie stawała, by dostać kiedy zaproszenie do nich. Taka z niej snobka. Zupełnie ją dobiłam natomiast mówiąc:
— Ach, wyobraź sobie, moja droga, poznałam tam wczoraj tego pana Jurgusa. To bardzo interesujący człowiek. Nie wyobrażałam sobie, by jakiś mężczyzna, znając kogoś tylko z widzenia i z fotografii mógł już być w nim aż tak zakochany. Powiadam ci, nie odstępował mnie ani na sekundę.