Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Musiałam zachować się trochę nieprzytomnie i widocznie zbyt mętnie tłumaczyłam mu o jakie pończochy mi chodzi, gdyż patrzył na mnie, nie ukrywając zdziwienia. Potem jakby nigdy nic zapisał w notesie te moje nieszczęsne pończochy i nie przestawał się rozglądać. Nie wytrzymałam:
— Czy szukasz kogoś? — zapytałam.
— Tak — skinął głową. — Jedzie ze mną pan Melchior Wańkowicz i boję się, by się nie spóźnił. Mamy wspólny przedział sleepingu.
I o dziwo, okazało się, że mówił prawdę. Przed samym odejściem pociągu istotnie zjawił się pan Melchior trochę zasapany z pośpiechu, lecz jak zawsze szarmancki. Zasypał mnie komplementami. Z tym wszystkim musiałam mieć głupią minę.
Przeszłam przez wszystkie wagony i nie zobaczyłam ani jednej kobiety, która mogłaby wchodzić w rachubę. Nie. Jacek wyjeżdżał bez niej. Wróciłam do domu znacznie uspokojona. Koło dziesiątej zdałam telefonicznie relację stryjowi Albinowi i dowiedziałam się od niego, że już zaczął swoje poszukiwania.
Był to ogromnie denerwujący dzień.

Czwartek

Toto jest kretynem. Wyobraża sobie, że cały świat się koło niego kręci. Moje zdenerwowanie tłumaczy sobie tym, że widziano go wczoraj w Colombinie z Muszką Zdrojewską. Ja miałabym być zazdrosna o taką Muszkę! A ten idiota przeprasza mnie i przysięga, że nic go z nią nie łączy. Ależ proszę bardzo. Niech ma sto Muszek i z każdą pięcioraczki kanadyjskie. Powiedziałam mu to. Ja tu przeżywam wielką tragedię, a on z jakimiś Muszkami. Zresztą ona jest zezowata.
Byłam dziś z Totem i z Rysiem Platerem na śniadaniu w Bristolu i na kolacji w Europie. Toto naturalnie szczęśliwy. On życia nie rozumie bez knajp.