Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

nia. Każdemu z nich zdaje się, że jakakolwiek agresywność w stosunku do kobiety obrażałaby jej godność. Oczywiście mówię o agresywności utrzymanej w granicach dobrego wychowania. Hobben nie pozwolił sobie nie tylko na jakiś odważniejszy ruch, ale nawet nie zdobył się na słowa, które, jak widziałam, cisnęły mu się do ust.
Ta narzucona sobie rezerwa sprawia jednak, że przestawanie z takim młodzieńcem ma swoisty charme. Stanowczo zrobiłam dobrze, nalegając, by został w Warszawie. Zapytałam go:
— Ale ma pan oczywiście jakiś urlop.
— Naturalnie, proszę pani. Latem spędzam zwykle beztroski miesiąc w Spaa, w Ostendzie, lub Scheweningen.
— Tak? — powiedziałam. — Bardzo więc możliwe, że się spotkamy. Ja również lubię lato spędzać nad Północnym Morzem.
Spojrzał na mnie wymownie:
— Byłoby to dla mnie więcej niż pomyślne zdarzenie.
— Ach, niechże pan nie żartuje.
— To pani żartuje, udając, że posądza mnie o nieszczerość.
Przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę, wreszcie położyłam rękę na jego dłoni:
— Owszem, wierzę, że mówi pan szczerze.
Po chwili zaś dodałam:
— I chcę wierzyć.
Gdy podniósł moją rękę do ust, przesunęłam niby nieumyślnie palcami po jego wargach:
— Już muszę iść — powiedziałam. — Oczekuję kogoś u siebie o piątej.
Był tym zaskoczony. Najwidoczniej znacznie więcej sobie obiecywał po mojej wizycie. Nie dziwię mu się zresztą. Miałam prawdziwy beau jour i nie wyobrażam sobie żadnego mężczyzny, który w takiej sytuacji z lekkim sercem zgodziłby się na pożegnanie. Niestety, musiałam.