Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.
Czwartek wieczorem

Pan Fred przysłał mi kwiaty. Zwymyślałam go przez telefon. Po co robi takie głupstwa? Jego sytuacja materialna — jestem przekonana — nie pozwala na takie ekstrawagancje. Musi ciężko pracować. Wytłumaczyłam mu, że stokroć większą przyjemność zrobiłby mi, gdyby ograniczył się do bukiecika fiołków. Muszę obmyśleć dla niego jakiś ładny prezent. Mam prawo do tego choćby z tej racji, że będzie to wyglądało na dodatkowe honorarium. Kupię mu jakąś ładną papierośnicę do fraka. Dostanie ją, gdy będzie wyjeżdżał z Warszawy. Chcę, by miał po mnie pamiątkę. Może mu się zresztą przydać, gdy zabraknie mu pieniędzy. Młodzi ludzie często korzystają z lombardu.
Jacek zostawił mi kartkę, że będzie do późna zajęty na mieście. Jest to zupełnie zrozumiałe w związku z tym, co się dzieje w Europie. Zdaje się zanosić na wojnę. Pani Lucyna twierdzi, że w razie wojny wejdą w modę wysokie sznurowane buciki i małe kapelusiki stylizowane według czapek wojskowych. Pod tym względem wojny się nie boję. Swoich łydek, dzięki Bogu, nie potrzebuję się wstydzić, a w małych kapelusikach jest mi bardzo do twarzy.
Na kolację niespodziewanie wpadła Danka. Stanisław wyjechał w swoich interesach na dwa dni do Budapesztu, a ona wyjątkowo nie miała tego dnia żadnego zebrania, ani posiedzenia. Siedziała u mnie prawie dwie godziny.

Piątek

Po raz nie wiem który przekonywuję się, że Jacek mnie kocha. I ja zresztą wiem, że żaden inny nie zastąpi mi go nigdy. My z Jackiem jesteśmy naprawdę doskonałym małżeństwem. Nie na próżno nam wszyscy zadroszczą naszego szczęścia. Gdyby wiedzieli o groźnej chmurze wiszącej nad naszym ogniskiem domo-