do siebie zapalczywego młodzieńca. Przeciwnie: potrafiła zyskać jego przyjaźń, czego dowody mamy w opisie dalszej ich znajomości.
Gdy przypomniałam sobie o słuchawkach, u miss Normann był już ten ktoś. Śmiała się i z ożywieniem (oczywiście sztucznym!) opowiadała mu o perypetiach jakiegoś swego kuzyna na słynnym steeple-chase w Liverpoolu. Jaszczurka! Już zdążyła wypenetrować, czym może zająć Tota!
Nie czekałam zbyt długo na jego głos. Ach, nie miałam już najmniejszej wątpliwości, że to był Toto. Poznałabym go chociażby po tych jego ulubionych powiedzonkach, których nie ośmiela się przy mnie powtarzać, gdyż je zawsze wyśmiewałam.
Byli z sobą na pan i pani. Z ich rozmowy nie można było wywnioskować, by już między nimi mogło dojść do czegoś istotniejszego. Jednakże najwyraźniej go kokietowała, starała mu się przypodobać i — może pod tym względem Fred ma rację, — że w ten sposób kobieta zachowuje się tylko wobec takiego mężczyzny, który jej się naprawdę podoba. Winszuję jej gustu!... Ze swej strony Toto również nie pozostawał w tyle, obsypując ją banalnymi zachwytami i prawiąc głupie komplimenty.
Sama nie wiem dlaczego z takim spokojem zniosłam to wstrętne „słuchowisko“. Może dlatego, że byłam jeszcze pełna radości i wewnętrznej pogody, może dlatego, że obok mnie siedział Fred, taki miły i tak bardzo pod każdym względem przewyższający Tota.
Swoją drogą nie może to być zwykłym przypadkiem, że spotykam w swym życiu ludzi wyjątkowo wartościowych, nieprze-