Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/349

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo dziękuję pani. Nie będę pił.
— Jak pan chce, — zgodziła się prawie wesoło. — Sądziłam, że lepiej nam pójdzie rozmowa. Otóż widzi pan, są... istnieją pewne warunki... pod którymi zgodziłabym się uwolnić pana od mojej osoby. Niech pan mnie tylko wysłucha spokojnie.
— Zgóry mówię pani, że zgodzę się na wszystkie warunki, które nie będą dotyczyły czci mojej żony, ani mego honoru.
— Tak?... Tym lepiej. No widzi pan. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia.
— Niczego bardziej nie pragnę.
Zaległa cisza. Widocznie miss Normann zastanawiała się nad formą sprecyzowania swoich warunków. Odezwała się po dłuższej dopiero chwili:
— Pewnym moim znajomym zależy bardzo na zapoznaniu się z treścią niektórych dokumentów i pan mógłby mi to ułatwić.
— O jakich dokumentach pani mówi?
— Pan z racji swego stanowiska ma dostęp do tych właśnie papierów.
Zniżyła głos:
— Są bardzo dobrze strzeżone, a pan ma szczęście, że przy ich pomocy zupełnie niedużym wysiłkiem zdoła się pan uwolnić od mojej osoby, i od wszystkich konsekwencji pańskiej bigamii. Ma pan szczęście, że właśnie na tych dokumentach tak bardzo komuś zależy. Za tę cenę odzyska pan spokój i rodzinne szczęście, przy czym nikt nie dowie się nigdy, że to pan ułatwił mi zapoznanie się z treścią owych umów.
— O jakich umowach pani mówi? — zapytał Jacek przestraszonym głosem.
— Niech pan mnie wysłucha do końca. W ciągu ostatnich kilku miesięcy między Polską a innymi państwami prowadzone były pertraktacje, w których wyniku zawarte zostały pewne porozumienia.