Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

takiego nadzwyczajnego widzą. Jestem taka, jak każda inna. Trochę tej urody...
— Jesteś bardzo ładna — powiedziałam, chociaż nie cierpię, by ktoś w tak natarczywy sposób dopominał się o komplementy. Miałam wielką ochotę dodać, że ci trzej panowie widocznie mają szczególniejsze upodobanie do krzywych nóg. Naprawdę. Halszka ma zlekka krzywawe nogi, ale obraziłaby się śmiertelnie, gdyby jej to powiedzieć.
— Jesteś przecież moją przyjaciółką i dlatego znajduję tyle łaski w twoich oczach. Zbrzydłam w ostatnich czasach. Cera mi się psuje. Pani Adolfina stosuje przestarzałe metody kosmetyczne. W końcu przeniosę się do tej twojej. Czy ona jest bardzo droga?
— Dość droga, ale za to ma się pewność, że nie ma w Warszawie lepszej kosmetyczki. A czy nie próbowałaś mu wykraść tych listów?
— To jest beznadziejne. On je trzyma pod kluczem.
— A czy pamiętasz ich treść? Może tam nie ma nic kompromitującego?
— Niestety. Wystarczyłyby Karolowi jako powód do rozwodu. Może i nie rozwiódłby się ze mną, bo jestem przekonana, że nie potrafiłby żyć beze mnie. Ale nie mogę dopuścić, by dostały się do jego rąk.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Czyżby naprawdę nie wiedziała o tym, co jest tajemnicą poliszynela, że ten jej cały Karol od lat kocha się w kim innym. Nie wie, czy tak świetnie udaje?
— W dodatku ten łotr mieszka na Poznańskiej, o trzy domy od Pawła. Możesz sobie wyobrazić, że drżę ze strachu, by się nie spotkali...
— To rzeczywiście straszne — przyznałam. — Ja na twoim miejscu chybabym go zabiła... A czy nie próbowałaś poprosić kogoś, by się z nim rozmówił? Przecież twój brat jest oficerem. To człowiek odważny. Mógłby pójść do tego szantażysty...
— Ach, nie, nie. Nigdy w świecie nie odważyłabym się przy-