Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.

leży to do mego fachu. Jestem detektywem. Oczywiście będę musiał zeznać, że śledziłem miss Normann z twego polecenia.
— To bardzo przykre. Rzecz nabierze rozgłosu i w każdym bądź razie nie widzę, co byśmy z Jackiem mogli na tym zyskać.
— Bardzo wiele. Przede wszystkim ta kobieta ma wytrąconą broń z ręki. Dzięki temu, że słyszałem całą rozmowę, twój mąż z góry, składając doniesienie będzie mógł od razu powiedzieć: ta pani groziła mi zmyśloną przez siebie bigamią, by na mnie wyszantażować dostarczenie jej tajnych dokumentów państwowych. A mój detektyw pan Fred Hobben był świadkiem całej rozmowy.
— I cóż z tego?
— Jak to co? Miss Normann zostanie natychmiast aresztowana, nie będzie mogła wypierać się tego, że uprawia szpiegowską robotę i nikt jej nie da wiary, że cała ta historyjka o małżeństwie jest prawdziwa.
— Ba, ale przecież wyraźnie groziła Jackowi, że w razie aresztowania jej ktoś inny rozgłosi wiadomość o jego bigamii.
— Moja droga. Zaufaj mojemu doświadczeniu. Jestem przekonany, że to tylko jest zwykły i bardzo często używany przez przestępców sposób szantażowania, a raczej sposób zapewnienia sobie bezpieczeństwa. W istocie bywa tak, że po aresztowaniu nic nikt nie ogłasza, z tej prostej przyczyny, że albo nie ma co ogłosić, albo boi się o własną skórę i woli pozostawić wspólnika własnemu losowi.
— Jednak strach mnie przejmuje, Fredzie, na myśl co będzie, jeśli to nie były czcze pogróżki.
— A jakież jest inne wyjście? Chyba twój mąż nie zgodzi się spełnić jej żądań?
— Na pewno nie.
— Ani ty nie będziesz go do tego namawiała.
— Nigdy nie miałam tego zamiaru.
— Więc musimy działać. Będzie najrozsądniej, jeśli zaraz po-