Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/369

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój drogi. Jesteś zabawny. Mówisz tak, jakbyś nie wiedział, jaki obrót przybrałaby ta sprawa, gdybym ja się w nią nie wmieszała. Dotychczas załatwiłam — sam to przyznasz — jak najlepiej. Pozwól, że doprowadzę rzecz do końca.
Nie chciał się godzić, lecz prawie zmusiłam go do tego. Zdecydował się wreszcie, gdy Fred mi przyszedł z pomocą, przyznając, że, chcąc rzecz załatwić mniej oficjalnie, będzie lepiej jeżeli ja się podejmę rozmowy z pułkownikiem Korczyńskim.
— Właśnie — zadecydowałam. — I pan van Hobben pojedzie ze mną, by móc od razu wystąpić jako świadek.
Pozostawało jeszcze naradzić się nad kwestią postawienia sprawy rzekomej bigamii. I tu przydało się bardzo doświadczenie Freda w tych rzeczach. Był zdania, by nie wspomnieć nawet o kwestii bigamii. Jego zdaniem wystarczyć powinno było w zupełności powiedzenie, że miss Normann usiłuje wyszantażować od Jacka tajne dokumenty, posługując się korespondencją sprzed lat ośmiu, gdy łączył ich bliższy stosunek.
Ja, znając pułkownika, byłam również pewna, że nie zainteresuje go bliżej ta kwestia. W razie zaś, jeżeli po aresztowaniu miss Normann spróbuje jednak wykonania swojej groźby, trzeba będzie kategorycznie wszystkiemu zaprzeczyć. Jeżeli nawet posiadane przez nią dowody bigamii miałyby cechy autentyczności, lub wręcz były autentyczne, przez samo ich zakwestionowanie rzecz nie tylko by od razu nie wyszła na wierzch, lecz prawdopodobnie na zawsze pozostałaby nietknięta, tym bardziej, że — jak zaznaczył Fred — procesy szpiegów obcej narodowości odbywają się zazwyczaj przy drzwiach zamkniętych. W tych warunkach, gdyby nawet do kół znajomych przedostały się jakieś mgliste wieści o oskarżeniach tej kobiety przeciw Jackowi, można by je zupełnie bezpiecznie traktować, jako zmyślone bajki.
Po ustaleniu tych szczegółów, zatelefonowałam do pułkownika. Zastałam go już w domu, lecz był tak uprzejmy, że zgodził się wrócić do biura i mnie przyjąć. Co prawda zakomunikowa-