— Na miły Bóg, nie mów z nią nadal po polsku. Przecież ja nie znam tego języka.
To szczęście, że mnie uprzedził. Byłabym o tym na śmierć zapomniała.
Przyznać muszę, że jednak byłam trochę zdenerwowana, gdy pukałam do drzwi tej niebezpiecznej kobiety. Bądź co bądź, chociaż trzymałam obecnie w ręku wszystkie atuty, musiałam liczyć się z tym, że mam do czynienia z doświadczonym i przebiegłym szpiegiem, który może mnie zaskoczyć czymś całkiem nowym, na co nie byłam przygotowana.
Przyjęła mnie z zupełną swobodą. Od razu zauważyłam, że miała wszystkie rzeczy spakowane. Widocznie zamierzała natychmiast wyjechać. Po paru zdawkowych zdaniach oświadczyłam:
— W zasadzie oboje z mężem zgadzamy się na pani warunki.
Spojrzała na mnie z maskowaną nieufnością:
— Byłam przekonana, że zdecydują się państwo zgodnie z rozsądkiem.
— Właśnie — potwierdziłam. — Przedtem jednak, zanim dostarczymy pani owych papierów, o które pani chodzi, muszę się przekonać, czy to, co nam pani w zamian daje, jest istotnie świadectwem ślubu. Czy pani może mi pokazać ten dokument?
Bez słowa wstała i rozłożyła przede mną, w ten jednak sposób, bym nie mogła go dosięgnąć ręką, papier, opatrzony pieczęciami. Przyjrzałam się mu uważnie i zaśmiałam się:
— To jest falsyfikat, proszę pani. Falsyfikat tym niezręczniejszy, że właśnie z tegoż urzędu stanu cywilnego mamy oficjalny list, stwierdzający, że w danym okresie nie było tam zawarte małżeństwo między żadnym Renowickim i żadną Elizabeth Normann. Jeżeli pani zechce zaczekać, zaraz zatelefonuję do domu, i każę przynieść tu wszystkie listy z różnych urzędów nowojorskich, by mogła pani się przekonać naocznie o naiwności i ryzykowności pani intrygi. To jest falsyfikat. Ordynarny falsyfikat!
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/376
Ta strona została uwierzytelniona.