Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy tylko wstaliśmy od stołu i znalazłyśmy się przez chwilę na osobności powiedziała szeptem:
— Nic mi nie mówisz. Umieram z ciekawości. Nie byłaś u niego?
Badawczo patrzyła mi w oczy, a ja zrobiłam dość obojętną minę:
— Owszem, byłam.
— I co? Mówże prędzej!
— Obiecał mi zwrócić twoje listy.
— I myślisz, że dotrzyma?
— Sądzę, że tak. Nie podzielam tylko twego zdania, co do gatunku tego pana. Nie wydaje mi się niebieskim ptakiem. Jest zupełnie kulturalny i zachowuje się jak dżentelmen.
W oczach Halszki błysnęło zaniepokojenie:
— Długoś u niego była?
— Kilka minut.
To ją jakby uspokoiło:
— O, moja droga. Dlatego nie podzielasz mego zdania. Gdybyś go poznała tak jak ja...
Wzruszyła ramionami:
— O, zapewniam cię, że na tym mi nie zależy. Jest rzeczywiście przystojny, ale sama wiesz najlepiej, że jestem wierna Jackowi.
Powiedziałam to umyślnie z naciskiem, by ją podrażnić. Ostatecznie to, że pokazywałam się od dłuższego czasu w towarzystwie Tota nie może być dowodem mojej niewierności. Toto głośno opowiada wszystkim, że się we mnie kocha, nie pomija żadnej okazji, by powtórzyć to samemu Jackowi. Kiedyś namówiłam go, by prosił Halszkę o wstawiennictwo u mnie. Powtórzył mi całą rozmowę. Zapewniał ją, że umrze z rozpaczy, jeżeli nie zdobędzie moich względów. Halszka z początku nie chciała wierzyć, a później była wściekła. I do dziś dnia nie napomknęła