Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

działam się od niego, że z Bristolu dzwonił portier i zapytywał, kiedy wraca pan Renowicki.
Nareszcie jakiś wyraźny ślad! Więc ona mieszka w Bristolu. Oczywiście portier z jej polecenia telefonował. No, teraz stryj Albin będzie miał znacznie ułatwione poszukiwania. Od razu zapowiedziałam, że jutro nie będę w domu, ani na obiedzie, ani na kolacji. Muszę być w Bristolu.
Przyszło mi na myśl, że Jacek mógł wyjechać za granicę umyślnie w związku z tą sprawą. Wkrótce musi się to wyjaśnić.

Niedziela

A to ładna historia! Rozbawiło mnie to bardzo, a jednocześnie zmartwiło. Czyż mogłam przewidzieć coś podobnego. Jeszcze przed dziesiątą zadzwonił Toto i zaproponował, byśmy pojechali na spacer do Jabłonny. Zgodziłam się chętnie. Mrozu prawie nie było, a pogoda cudna. Jego olbrzymi Mercedes nosi jak kołyska.
Gdy usiadłam obok niego, wydobył z kieszeni plik banknotów i podał mi z triumfującą miną.
— Co to jest? — zdziwiłam się.
— Wygrana — odpowiedział. — Miałaś dobre przeczucie. Karta mi szła, jak umarłemu kadzidło. Obębniłem wszystkich. Nawet tego twego marnotrawnego stryjaszka. Odtąd nie siądę do gry bez wzięcia od ciebie jakiejś kwoty na szczęście.
— Toto! Serio wygrałeś? — nie wierzyłam własnym oczom.
— Słowo ci daję — zaśmiał się. — Przeszło trzy tysiące.
Nie chciałam przyjąć. Tłumaczyłam mu, że nie mam do tych pieniędzy żadnego prawa, bo to on wygrał. Wreszcie chciałam, by się ze mną podzielił, lecz zrobił obrażoną minę i oburzył się:
— Grałem twoimi pieniędzmi, grałem dla ciebie i na twoje szczęście. Wygrana należy do ciebie. Jeżeli tego nie weźmiesz, wyrzucę przez okno.