Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

że nie w tym celu zabieram panu czas. Przyszłam tu, by odebrać listy mojej przyjaciółki.
— Ach, prawda. Listy.
Wstał bez pośpiechu i wyszedł do sąsiedniego pokoju. Wrócił jednak nie z listami, lecz z butelką i z dwoma dużymi kieliszkami:
— Co do listów — zaczął — sprawa się nieco skomplikowała. Czy pozwoli pani filiżankę kawy?...
Nie czekając na moją odpowiedź, nacisnął dzwonek.
— Bardzo dziękuję panu, ale ja się śpieszę.
— Brałem to pod uwagę i dlatego kawa już jest gotowa. Więc widzi pani, miałem najlepszą wolę oddać pani te listy. Niestety, zaszła okoliczność, która pokrzyżowała moje plany. Czy pani mówi po francusku?
Połapałam się od razu, dlaczego zadał to pytanie. Gdzieś w głębi otworzyły się drzwi i po chwili weszła pokojówka z tacą. Byłam zaskoczona jej wyglądem. Stanowczo to jest nieprzyzwoitość, by kawaler trzymał u siebie taką pokojówkę. Zapewne nie była klasyczną pięknością (dziewczyny tego typu bardzo wcześnie brzydną), ale teraz wyglądała niesłychanie dodatnio. Drobna brunetka o zadartym nosku i ślicznej karnacji. Zachowywała się jak urodzona i wytrawna kokietka, chociaż nie mogła jeszcze mieć lat dwudziestu. Co gorsza, każdy jej ruch sprawiał wrażenie zupełnie naturalnego. Powinna być wydana jakaś ustawa zabraniająca kawalerom korzystania z kobiecej usługi, a zwłaszcza ze służących poniżej lat czterdziestu, albo jeszcze lepiej, pięćdziesięciu. Muszę o tym pomówić z ojcem i z senatorem Darnowskim. Najwięcej zrobić by tu mógł Stanisław, ale on jest takim idealistą, że w samym fakcie nie widziałby nic zdrożnego.
Ta mała małpka tak była pewna siebie, że nawet do mnie uśmiechała się, uważając mnie widocznie za niegroźną. Pan Tonnor zdawał się nie zwracać wcale na nią uwagi i mówił dalej po francusku: