Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/116

Ta strona została skorygowana.

niej niż ta próba udowodni ci to, że Piotr jest twoim synem.
Brunicki zbladł:
— Jakto?
— Siadaj, Karolu i posłuchaj.
Drucki opowiedział, podkreślając wszystkie ważne szczegóły, historję Luby, Załkinda i ich synka.
Mówił zwięźle, prosto i treściwie, głosem spokojnym, a jednak Brunicki drżał przez cały czas i stawał się coraz bledszy.
— Otóż, Karolu — kończył Drucki — chłopiec ten jest tutaj, w Warszawie. Tu też są jego rodzice. Ponieważ są moimi przyjaciółmi, napewno zgodzą się, byś mógł chłopca zbadać osobiście.
Profesor nagle wybuchnął nerwowym śmiechem.
— I cóż mi z tego? — zapytał z wręcz obrażającą ironją.
— Jakto co? — oburzył się Drucki — zobaczysz dziecko, które ma oczy podobne do moich, jak dwie krople wody, dziecko kobiety, która, nigdy nie była moją kochanką.
— Właśnie! Jeżeli nie była nią!
— Karolu! Ona sama gotowa ci przysiądz!
— Ba — wykrzywił usta Brunicki — sam powiadasz, że jest mężatką. Dlaczego nie miałaby przysięgać sto razy?! Wanda też przysięgała.
— Ależ ten chłopak ma rysy podobne do ojca i jego usposobienie.
Profesor wzruszył ramionami
— To niczego nie dowodzi. Znam wiele wypadków, kiedy dzieci z biegiem lat upodobniają się do przybranych rodziców.
Drucki bezradnie opadł na fotel i niemal jęknął:
— Boże drogi! Więc cóż ja ci poradzę!
— Owszem, owszem — przetarł czoło profesor — chyba nie zapomniałeś o swojej obietnicy?...
— Nigdy się nie cofam.