Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/117

Ta strona została skorygowana.

— To dobrze... Wybacz, Bohdanie, moją niewiarę, ale jest ona silniejsza odemnie, jeżeli nawet...
Urwał, bo wrócił doktór Kunoki i oznajmił, że podają do stołu.
Od ubrania Japańczyka zaleciał zapach chloroformu i Drucki przez asocjację przypomniał sobie koty.
Rozejrzał się. Nie było ich w hallu.
— A gdzież ta kocia menażerja? — zapytał zdziwiony.
— Zdaje się, że na spacerze — wymijająco odpowiedział profesor.
Drucki roześmiał się:
— Ja mam lepszą! Jeżeli namówię was, panowie, do spędzenia wieczoru u mnie w „Argentynie“, pokażę wam autentyczną kocią muzykę.
— Orkiestra naśladuje koty? — zapytał Brunicki, wskazując gościowi miejsce przy stole.
— Nie, publiczność. Cała publiczność miauczy.
— To może i nam kazałbyś miauczeć? — spróbował żartować profesor.
Japończyk posypał solą kawałek chleba i powiedział z przekonaniem:
— Pan Winkler powinien to zrobić.
Widząc zdziwione wzniesienie brwi profesora doktór Kunoki dodał:
— Rzeczywiście, profesorze, powinien pan dać się namówić przyjacielowi. To jest konieczne dla pańskiego zdrowia. Gdybym wychodził z domu, chętniebym panom towarzyszył.
— Zobaczymy — uśmiechnął się Brunicki — może wybiorę się.
— A dlaczego, doktorze, nie wychodzi pan z domu?
Japończyk zamienił spojrzenie z profesorem i odezwał się innym tonem:
— Widzi pan... Nie chcę afiszować swojej obecności w Warszawie... Nawet prosiłbym pana, by pan