Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/12

Ta strona została skorygowana.

— Głodny jesteś? — zapytał.
— Wszystko jedno — odparł Fakir — teraz chcę się rozgrzać.
Nalał sobie pełną szklaneczkę i wypił duszkiem.
— Tęgie masz gardło — zauważył profesor.
— Daj mi jeszcze papierosa — strasznie czuć cię tym chloroformem.
— Wydaje ci się — skrzywił się gospodarz — no, więc mów: — dawno wróciłeś do Warszawy?
— Dziś.
— Zamierzasz długo tu popasać?
— Nie wiem jeszcze, zobaczę.
— A... a nie obawiasz się, że mogą cię poznać?...
Gość wzruszył ramionami.
— Wątpię. Tyle lat... — zaciągnął się dymem. — Nie słyszałeś nic o niej?...
— Nie. Pewno już dorosła, zamąż wyszła.
— Psiakrew....
— A tyś sobie zwichnął życie. Kiedyś wówczas uciekł zagranicę, myślałem, że jednak jakoś staniesz na nogi. Ale kto raz znajdzie się na równi pochyłej...
— Dajmy temu spokój — przerwał Fakir. Nalał sobie nową szklaneczkę i wychylił ją jednym łykiem.
— Skąd przyjechałeś? — zapytał profesor.
— Z całego świata.
— Musiało ci już być w tym całym świecie zaciasno, skoro zaryzykowałeś wrócić?
W głosie profesora zabrzmiała nutka złośliwości.
— Słuchaj, Karolu — warknął gość — nie poto przyszedłem do ciebie, żebyś drwił ze mnie. Widzisz... ja bardzo mało mam do stracenia!...
Wzrok profesora prześlizgnął się po wysokiem, czole, zaciśniętych szczękach, szerokich barach i sprężystej postaci gościa.
— Uspokój się — odezwał się głosem cichym — wiesz, że się ciebie nie boję, jak i to, że... Twoja zaś moralność i twoje zatargi z kodeksem karnym nic mnie nie obchodzą. Jestem wyższy ponad... nie dlate-