Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/123

Ta strona została skorygowana.

— Więc nie chcesz widzieć tego chłopca?
— Nie, nie!... Zresztą zadzwonię do ciebie... To nie ma celu...
— A kiedy zbadasz krew, proszę cię, Karolu, zawiadom mnie o wyniku.
Brodaty służący zamknął za nim furtkę i z nieoczekiwaną życzliwością powiedział przez kratę:
— A niech pan uważa, bo dziś ślisko.
— Dziękuję — kiwnął mu Drucki — będę się trzymał wiatru.
Istotnie po całodziennej odwilży chwycił lekki mróz i wszystko pokryło się szkliwem gołoledzi. Niebo zaczynało się iskrzyć. Na zachodzie różowiło się ostatniemi resztkami dnia.
W hotelu czekał Załkind, co zdziwiło Druckiego, gdyż nie było to w jego zwyczaju. Ani do „Argentyny“, ani do „Bristolu“ nie przychodził nigdy.
Okazało się, że tym razem szło o rzecz ważną. Gdy znaleźli się w numerze Druckiego, Załkind po paru słowach wyjaśnił:
— Pamięta kapitan, co mówiłem o moim kontrakcie leśnym i o tych łobuzach Fajersonach?
— A tak. Miljonowa historja?
— Miljonowa — potwierdził żyd. — Otóż oni zawładnęli moim kontraktem i chcą przystąpić do wyrębu lasu. Ja nie wiem, co mam robić? Przecie nie dam sobie wydrzeć takich pieniędzy.
— Podać do sądu.
Załkind zaczął tłumaczyć, dlaczego tego zrobić nie może. Na przeszkodzie stoi fakt, że obie strony nie są tu z prawem w porządku. Pozostaje tylko siłą lub podstępem odebrać kontrakt. Otóż, czy kapitan nie zgodziłby się pojechać do Białowieży i załatwić się z tymi Fajersonami?
— Kiedy trzeba jechać? — krótko zapytał Drucki.
Załkind wyjaśnił, że jeszcze nie wie — może za