Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/127

Ta strona została skorygowana.

— Nie złość się mała, co cię znów ugryzło?
Kazia zacisnęła wargi.
— No, mówże, mała!
— Pan jeszcze pyta?! — wybuchła. — Myśli pan, że nie wiem, że ta Tecia, ten ślimak, ta dziewica patentowana, ta fałszywa gęś do pana chodzi! Wszystko wiem, widziałam wczoraj sama! Tak na własne oczy!
Gwałtownie oddychała, zaciskając piąstki.
— No i cóż z tego, żeś widziała? — zimno zapytał Drucki.
Ponieważ milczała, dodał:
— Co ci do tego?... Nie tylko tamta bywała, ale i inne. Bywały, bywają i będą bywać. Zwarjowałaś, czy co? Może upstrzyłaś sobie, że przysięgnę ci wierność?
— Tak, tak... bo ja jestem taka...
Drucki wzruszył ramionami:
— Ani taka, ani owaka. Jesteś taka, jak każda inna i masz takie same prawa, to znaczy, że nie masz żadnych. Chcesz, dobrze — nie chcesz drugie dobrze. Śmieszna jesteś.
Chwyciła go za rękę:
— Nie gniewaj się! Ja przepraszam, to ta głupia zazdrość.
— Nie gniewam się. Ale wymagam, byś była rozsądna. I ani mi się waż zrobić jakąkolwiek przykrość pannie Teci.
— Nienawidzę jej.
— Na zdrowie. Ale uprzedzam, że jeżeli tylko coś... No!... To rozstaniemy się z trzaskiem. A teraz daj pyszczek i przebieraj się.
Zarzuciła mu ręce na szyję. Drucki pogładził ją po włosach i wyszedł.
Obchodził salę, witając się z bywalcami.
— Przyjdzie, czy nie przyjdzie? — myślał.
Zapowiedział służbie, by natychmiast zawiadomiono go, skoro tylko przyjdzie towarzystwo mecenasa Łęczyckiego. Zatrzymał kwiaciarkę i kazał jej wy-