Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/129

Ta strona została skorygowana.

— Pragnąłbym, by nie straciły świeżości do czasu, gdy będę miał możność zastąpić je innemi.
— Zbyt wiele wymaga pan od kwiatów — spojrzała mu śmiało w oczy — chociaż lubię róże i zapewniam pana, że dołożę wszelkich starań, by przetrwały jak najdłużej.
— Źle mnie pani zrozumiała — zaoponował — Ja wołałbym, by zwiędły do jutrzejszego wieczoru.
— Nie ma pan współczucia dla kwiatów — udawała, że nie zorjentowała się w jego intencjach.
— Cóż robić — westchnął z komiczna skruchą — jestem egoistą.
Czuchnowski poczerwieniał i zapytał:
— Jak to mamy rozumieć?
Zanim Drucki zdążył otworzyć usta, Alicja wyjaśniła:
— Dyrektor Winkler dba bardziej o frekwencję publiczności, niż o życie róż.
— Che... che — z dowcipną miną wtrącił Łęczycki, obierając banana — nie czas żałować róż, kiedy, panie drogi, lasy płoną.
Powiedział to ni w pięć, ni w dziewięć, sądząc, że robi dobry dowcip, lecz Alicja niewiadomo dlaczego zmieszała się i zapytała:
— Czy urządzi nam pan dzisiaj kocią muzykę?...
— Nie — z tajemniczem podniesieniem brwi odpowiedział Drucki — na dziś mam coś nowego.
— O! Znowu coś nowego? Więc też i nie rebusy muzyczne?
— Nie.
— Niechże nam pan wyjawi tę tajemnicę. Musi pan uwzlędnić to, że jako kobieta, jestem zaciekawiona.
— Więc dobrze, ale powiem to tylko pani. Panowie będą cierpliwsi.
Pochylił się do ucha Alicji, lecz Czuchnowski zawołał: