Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/137

Ta strona została skorygowana.

wać narzeczeństwo. Od początku było ono warunkowe i od początku nie miało sensu. Wiedziałeś, że nie kocham ciebie, że na uczucia macierzyńskie jesteś za stary, a na uczucia kobiety — za słaby. Dość tego. Uroiłeś sobie jakieś prawa do mnie.
— Przecie, sądzę, że jako narzeczony mam prawo...
— Jesteś naiwny. Jeżeli wobec kobiety mężczyzna powołuje się na swoje prawa, dowodzi tem, że nie ma żadnych. Prawem dla kobiety jest bezprawie, narzucona wola, przemoc moralna. Takie prawo kobieta czci i sama w sobie nosi jego sankcje.
Wstała i rozwinęła kwiaty. Pokój napełnił się zapachem róż.
— Cieszę się, że zrozumiałeś mnie — ciągnęła, ustawiając bukiet w wazonie — małżeństwo nasze byłoby niedorzecznością. Przyznasz chyba, że nigdy nie potrafiłbyś narzucić mi swojej woli, a ja nie znajduję przyjemności w użeraniu się o tysiące drobiazgów i w łatwych zwycięstwach.
— Alu — szepnął nie patrząc na nią Czuchnowski — błagam cię, byś cofnęła swoją decyzję i daję ci słowo, że nigdy już nie dam ci powodów do niezadowolenia.
— Pyszny jesteś — zaśmiała się — nie spostrzegasz, że tem samem dajesz mi powód więcej niż do niezadowolenia, godząc się na rolę pieska na smyczy.
— Alu!...
— Nie obrażaj się. Tak, Władku, dawno już wyzbyłam się nadziei, że będziemy mogli stanowić parę równych i jednakowo od siebie zależnych ludzi. To była utopja.
Czuchnowski zaczął mówić, prosić, żebrać chociażby o prolongatę, rozpłakał się, malując — beznadzieję swojej samotności, drżał na całem ciele, starając się wytłomaczyć, jak bardzo ją kocha — napróżno. Alicja nie miała zwyczaju zmieniania swoich postanowień i on o tem wiedział.