Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/188

Ta strona została skorygowana.

— To pewnie Bauman kupił — domyśliła się Luba.
— Nie.
— Kapitanie!
— Tak — kiwnął głową — to jest właśnie ten nabytek, który chciałem pani pokazać.
— Cudowny!
— A zobaczy pani, jak chodzi!
Otworzył drzwiczki, pomógł jej wsiąść i sam zajął miejsce przy kierownicy.
— Jaka to marka? — zapytała Luba.
— „Fould“. Sześć cylinderków.
— Musiał kosztować ładne pieniądze.
— Znacznie taniej — zaśmiał się Drucki — niż wygląda.
Pojechali do Wilanowa.
Za miastem wiosna już była w pełni.
Rozorana ziemia pachniała mocnym, intensywnym zapachem, przydrożne rowy zieleniły się runią. Drzewa pokryte były pierwszym, drobniutkim liściem.
W Wilanowie pili mleko i jedli czarny, miodem pachnący razowiec.
Wracali do Warszawy w doskonałych humorach.
Wóz istotnie szedł doskonale, chociaż Drucki zauważył, że trzeba będzie podkręcić amortyzatory przy resorach.
Odwiózł Lubę do domu i wrócił do hotelu.
— Jest list do pana dyrektora — zatrzymał go portjer.
W białej kopercie była tylko krótka kartka, pisana na maszynie:
„Czekam koniecznie dziś wieczorem — K.”
— A no, przyszło — westchnął Drucki.
Punktualnie o ósmej był już na Żoliborzu. Brunicki czekał nań w hallu.
— Jestem — powiedział Drucki.
— Dziękuję ci — wskazał mu fotel profesor — czy zniszczyłeś moją kartkę?